Rozdział 16
Obudziłam się juz w szpitalu. Byłam nie przytomna, ale czułam ten nieprzyjemny zapach antybiotyku i kroplówki.
-Witamy w świecie żywych.- mężczyzna w długim białym fartuchu uśmiechną się. Jaskrawe światło dnia wbijało swoje promienie w moja twarz, co powodowało automatyczny odruch zasłony.
-Jak się pani czuje?- lekarz ,którego imię i nazwisko widniało na srebrnej plakietce codziennego uniformu , pan mgr Josh Smiths , ujął moja dłoń i widząc jak cierpię delikatnie ułożył mnie na łóżku. Zaczęłam się dusić. Miałam wrażenie ,ze boje się wziąć oddech. Jakaś dziwna substancja otulała moje płuca i serce. Natychmiast przestałam słyszeć ich glosy. Skupiłam się na oddechu i na malej. Co z nia. Ból się nasilał. Nie potrafiłam nic zrobić.
-spokojnie, spokojnie, juz nic się nie dzieje. -spojrzałam w czarne oczy głównego lekarza. Dziwnym i nie znanym mi sposobem uspokoiły mnie. Maska tlenowa ,powoli, równomiernie przywracała stały oddech. Chyba juz wiem co czuje Nath ,kiedy ma atak astmy. Usiadłam na łóżku. Dostałam nagłego ataku szalu. Płakać mi się chciało. Jakimś niespodziewanym trafem do sali weszła pielęgniarka, z powodem mojego krzyku. Maleńka Dracy , spala spokojnie. Wzięłam ja na ręce.
-Czy... jest ktoś...?
-Nie nikt się po panie nie zgłosił. Przykro mi. Wyniki badan macie bardzo dobre, nie najlepsze, ale mam nadzieje ze będziecie dbać o siebie. Dziś wieczorem zostaniecie wypisane.
-dziękuje. - nie miałam humoru ,na pogawędki z lekarzami oddziału.
Spojrzałam przez okno. Widziałam śnieżny obraz za oknem. Boże, jak ja chciałabym ,aby to wszystko to był durny sen. Zeszłam z łóżka i sięgnęłam po swoje rzeczy. Czarny, rozciągnięty sweter, biała podkoszulka i alladynki. Czyli to co mi zostało, jak na ten moment. Żywioł porwał wszystko. Zabrał za sobą, z mojej własnej głupoty. Utuliłam mała, która ubrana była w rzeczy ze szpitala. Zapytałam lekarzy i wyszłam na spacer po budynku. Tak strasznie chciałabym ,żeby było lato, poszłabym z nią na pole. A tak jestem tu zamknięta. Mijały kolejne godziny a ja juz z nudów oglądałam bajki na małym telewizorku tuz nad nakastlikiem visa vi mnie. Mała spala ,czego zazdroszczę jej bardzo. Natknęłam się w końcu na program MTV ,na którym właśnie zastałam wiadomości celebrytow. Mówili o Nico i o Cher Lloyd, i niestety o nim. Był na jej urodzinach w NY , tańczyli razem dość ... blisko. Pocałował ja. Nie ma szans, żebym mogła nadal patrzeć na to. Nie mogę wbijać sobie kolejnych opiłków szkła do serca. Płakać mi się chce ale obiecałam sobie ze juz nigdy więcej. Z reszta limit leż juz dawno się mi skonczyl. Spuscilam glowe i ułozylam sie na lóżku.
-hej. -uslyszalam za soba przyjemny glos.
-hej..- popatrzylam na mlodego chlopaka w mietowym wdzianku i statoskompem na szyji. Na twarzy mial maske chirurgiczna. Rozesmialam sie glosno.
-mam cos dla cb.- usmiechna sie i puscil do mnie oko.
-a co?- popatrzylam na niego podchwytliwie. Byl chyba najprzyjemniejszym facetem na ziemi. Przy okazji bardzo smiesznym i uroczym.
-Kawa i rogaliki.. stolowka szpitalna nie nalezy do najlepszych. Haha.. smaczenego.- podal mi kubek pelen kawy ze Starbucks ‘a i dwa rogaliki. Zabralam i zagladnelam do srodka. Smialam sie sama z siebie. Jak juz dawno sie nie smialam. Po dokladnym rozpatrzeniu sie w zywnosci uklonilam sie na podzieke. Teraz to on sie zasmial.
-zapalilabym sobie, ale nie moge tutaj. Z reszta nie bede palic ze wzgledu na mala.
- czekaj. - chlopak zaslonil rolety w pokoju i zamkna drzwi, a mala odwiozl na drugi koniec pokoju , tak aby nie byla w zasiegu okna. Otworzyl je najszerzej jak sie da.
-masz.- podal mi paczeke papierosow ,sam wkladajac jednego do ust.
-oszalales ??- popatrzylm na niego jak na wariata. - przeciez nas wywala.. wywala ciebie - wykrzywilam usta w grymasie.
-ja jestem tu tylko na praktykach, a ty i tak wychodzisz . Hahahaha
-nie pomyslalam. Jak tak stawiasz sprawe to daj. - wyciagnelam z paczki jednego, a nastepnie zapalilam. Ahh jaka byla moja ulga ,gdy pierwszy raz od roku zapalilam. Czulam sie inna. Niesamowicie wolna. W te 5 min nic a nic mnie nie trzymalo. Latalam ,za miast stapac twardo po ziemi. Jednak wszystko ma swoj koniec. Niestety. Wyrzucilam peta przez okno i domknelam je.
-uroczo.- praktykant podszedl do mnie. - Jestem Sam, milo mi.
-Hej. Julie, mow do mnie Juls.
-Spoko.-tak pieknie sie usmiechnal ,mial piekne perlowe zeby, i podobne doleczki jak Harry. Ale to nie to samo. Niestety. Dlugo rozmawialismy jeszcze z Samem, jednak nic nie trwa wiecznie. Jego przerwa sie skonczyla ,a mojego pobytu z mala w szpitalu kres. Zebralysmy swoje rzeczy i wyszlysmy. Rozgladnelam sie do okola z nadzieja, ze bedzie tam stal ale moje marzenie bylo nie realne. Stalam bez sensu w miejscu z mala na rekach. Postanowilam wrocic do domu, tyle ze ja juz go nie mam. Nie mam domu,nie mam gdzie sie podziac. Usiadlam na lawce przed budynkiem i myslalam. Myslalam co dalej.. przeciez juz nic nie mam.
__________________________________________________________________________________
Hej, to już powoli ostatnie rozdziały. Bardzo mi przytkro ,że tak to się kończy, jednak nic nie poradzę. To wasza wina, ponieważ same zaprzestałyście czytać bloga. A w sumie nie czytać. KOMENTOWAĆ. Normalnie płakać mi się chce, ale to nie moja wina. W rozdziale są błędy , jednak nie mogę ich poprawić bo dodaję z komórki. Przepraszam. To co ... powoli, będę się z wami żegnać ,ale ... pamiętajcie ,że to jeszcze nie teraz.